sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział XI

~ Po jakimś czasie zrozumiała, że musi się poddać... Musi ułożyć sobie życie bez niego... ~


Kolejna minuta, która przysparza jeszcze więcej bólu.
"Jeszcze chwila" - obiecała sobie, ze złamanym sercem wpatrując się w zamkniętą trumnę. Pomimo tego, że go nie widzi, wyobraża sobie jak teraz wygląda. W głowie widzi Diego. Diego, ale nie tego którego doskonale zna. Diego, którego w tym momencie sobie wyobraża, już się nie uśmiecha. Nie potrafi teraz jej rozbawić, przytulić, pocieszyć. Blady, zimny. Trup. Diego. Ale już nie jej Diego. Jej Diego nie ma. Wiedziała, była pewna, że chłopak cały czas jest przy niej, że nigdy jej nie opuści. Nigdy nie będzie sama.
"Musisz być twarda, Violetta" - odezwał się głos w jej głowię - "Twarda, dla niego. Nie chciałby, byś cierpiała".
Dziewczyna oderwała wzrok od trumny, gdy usłyszała dobrze znany jej głos. Głos matki chłopaka. Wiedziała, że kobieta zapewne czuje się w tym momencie podobnie do niej.
- Co tutaj robisz tak wcześnie, skarbie? - usłyszała znów głos kobiety, zdając sobie sprawę że nie odpowiedziała na jej smutne powitanie.
- Przyszłam do niego... Chciałam się pożegnać, na spokojnie, zanim jeszcze wszyscy przyjdą. - odpowiedziała, po czym znów odwróciła głowę w kierunku trumny - Chciałabym być na jego miejscu. On na to nie zasługiwał. Był cudowny... Nie ma na świecie drugiej takiej osoby.
Znów poczuła łzy, powoli spadające po jej już od dawna mokrym policzku.
"Weź się w garść" - powtórzyła sobie w myślach - "On by nie chciał. Na pewno by nie chciał."
- Widzę, że myślimy tak samo. - znów usłyszała głos kobiety, która po chwili już stała obok niej - Myślę, że wszystko dzieje się po coś, kochanie. Jego śmierć pokazuje, jak łatwo można stracić wszystko, co jest dla nas w życiu najważniejsze.

- Widzisz to? - spytała Francesca, wyciągając spod zielonej poduszki zeszyt. - Co to jest?
- Jego... Pamiętnik? Coś w tym stylu. Zapisywał tu wszystkie swoje myśli. - powiedziała, mimowolnie wyciągając rękę po zeszyt. Coś kazało jej go wziąć. Coś jej mówiło, że powinien należeć do niej. Francesca od razu oddała przyjaciółce to, co znalazła. - Większości mi nie zdradził. Myślę, że najlepiej będzie gdy ja go schowam... Nie można go wyrzucić.
- Nic stąd nie zostanie wyrzucone. - usłyszały głos matki chłopaka, wchodzącej do pokoju - Ale myślę, że chciałby żeby trafiło to do ciebie. Zabierz go więc, jeśli chcesz. Zawsze to jakaś pamiątka.
Kobieta obdarowała ją delikatnym uśmiechem. Violetta od razu schowała zeszyt do swojej torby, po czym wróciła do pomocy w zabieraniu wszystkich rzeczy chłopaka. Wszystko miało trafić na strych, by nic nie przypominało Diego na co dzień. Nikt z domowników nie wytrzymałby takiego bólu, a na pewno przechodząc obok drzwi do pustego pokoju, niejednokrotnie by tam zajrzeli.

- Violetta, przyszłaś już. - w drzwiach powitała dziewczynę Olga - Kolacja czeka na ciebie w kuchni.
- Nie jestem głodna, dziękuje. - odmówiła, siląc się na lekki uśmiech w kierunku gosposi. Ruszyła od razu na górę, do swojego pokoju. Wyciągnęła zeszyt, który zabrała z pokoju swojego zmarłego przyjaciela. Usiadła na łóżku, po czym przyjrzała się dokładnie okładce. Przejechała opuszkami palców po granatowym, niezidentyfikowanym materiale, zastanawiając się czy powinna go otworzyć, czy raczej schować głęboko do szuflady. Potrzebowała teraz słów Diego. Jednak była to zawsze jego prywatność. W końcu postanowiła na razie nie otwierać zeszytu, którego jeszcze miesiąc temu nie mogła nawet dotknąć, a jeśli już dotknęła, skutkowało to awanturą. Przypomniała sobie, jak chłopak wściekał się, gdy próbowała chociaż podejrzeć, co piszę. Tak uroczo się wściekał. Do tego, nie umiał się długo na nią złościć i krótko po napadzie złości, potrafił ją przytulić i powiedzieć jak bardzo ją uwielbia. Dopiero w tym momencie poczuła, że brakuje jej go bardziej, niż myślała. Dużo bardziej, niż myślała. Ale musi sobie bez niego poradzić.

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział X

"Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy."

- Nie uważasz, że miłość nie ma sensu? Wydaje ci się, że pewnej osoby nie kochasz. A potem  nagle okazuje się, że jest ona jednak dla ciebie najważniejsza, że bez niej nie możesz żyć. Tylko uświadamiasz to sobie za późno. Najbardziej irytujące uczucie na ziemi. - mówiła Violetta, bezmyślnie wpatrując się w ścianę. Francesca doskonale rozumiała, co w tej sytuacji może czuć jej przyjaciółka. W końcu i ona odczuwa teraz stratę. Stratę dobrego przyjaciela, którym był dla niej Diego. Jednak to nie uczucia Francescy w tym momencie są najważniejsze. To nie ona najbardziej przeżywa śmierć chłopaka.
- Jak ja sobie bez niego poradzę? - kontynuowała Violetta, ani chwili nie potrafiąc po prostu siedzieć w ciszy - Przecież on jest... był moim powietrzem. Ja tak bardzo go kocham. Nie przyjmuje do wiadomości, że już nigdy go nie zobaczę.

- Nie wydaje mi się, by był to dobry pomysł. - usłyszała głos Leona.
- Prosiłam Cię już, byś wyszedł z mojego pokoju. Nie mam czasu na to, by z tobą rozmawiać. - powiedziała Violetta, wpatrując się we wnętrze swojej szafy.
- Lepiej chodź do studio, nie męcz się.
- Myślisz że byłabym w stanie spokojnie przesiedzieć w studio?! - spytała, po czym z wściekłością spojrzała na chłopaka - Myślę, że chciałby bym poszła na jego  pogrzeb. Tak mogę się z nim pożegnać. Czyżbyś zabraniał mi pożegnać się z najważniejszą osobą mojego życia?
- On nie żyję, Violetta. Pogódź się z tym.
- Nie musisz mi o tym przypominać, Leon. Wiem że on nie żyje. Ale nadal go kocham. Kocham go, i chcę tam iść. Mam do tego prawo. W dodatku, nie wydaje mi się by ktokolwiek kto dobrze zna Diego poszedł dzisiaj na zajęcia. Jeśli chcesz, idź. Będziesz tam sam. A teraz proszę cię, wyjdź z mojego pokoju.
Chłopak tym razem postanowił wysłuchać prośby Violetty. Od razu opuścił jej pokój. Nie podobało mu się to, że dziewczyna cierpi. Ciągle obwiniał Diego, pomimo tego że chłopak nie żyje. Nie rozumiał, że przez ciągle proszenie jej by zapomniała, tylko sprawia jej ból. On nigdy nie lubił jej przyjaciela, do tej pory nie może zrozumieć jej wielkiego uwielbienia. A może po prostu jest zazdrosny, że to Diego Violetta kocha zdecydowanie bardziej?

Wielki powrót.

Ktoś z was może natknął się na informacje, że ochodzę z bloggera. Owszem, odchodzę. Ale nie całkowicie. Na tego bloga postanowiłam oficjalnie wrócić, reszta moich wypocin jest już historią. Dlaczego wracam akurat tutaj? Od dwóch lat piszę opowiadania, ale historia, którą niektórzy już znacie, nadal jest moim największym i najpiękniejszym dziełem. Jest całkowicie moja. Daje mi siłe na przetrwanie w tym co kocham. Nadzieje na lepsze jutro. Pomaga mi wcielić się w postać cierpiącą, po stracie bliskiej osoby. Sprawia, że ja staje się lepszą osobą. Równocześnie zawiera w sobie element, jaki ja sama najbardziej uwielbiam - element fantastyczny. Ta historia ma dla mmie ogromną wartość, nawet ja czytając ją czuje jej magie. Nie ważne czy ktoś to będzie czytał, czy nie. Ważne, że ja jestem dumna z tego co piszę.
Rozdział postaram się dodać jeszcze dziś, jeśli kogoś to interesuje. Może ktoś kiedyś przypadkowo trafi na tego bloga - chce, by takie osoby poczuły to, co ja czuje pisząc tą historie. Poczuły te magie (bynajmniej nie jest to magia świąt, bo ja jej kompletnie nie czuję).

To do następnego.
Patrycja Dominguez