środa, 2 lipca 2014

Rozdział VII - "Nie wiedziała że widzi go po raz ostatni."

"Jak wytłumaczyć Tobie mam, że jesteś wszystkim, tym co mam? Tym co jest dobre, i co złe. Uwierz, tak bardzo kocham Cię"

Czas mija bardzo szybko. A wraz z nim upływa życie człowieka. Z każdą sekundą zbliżamy się do śmierci. Powinniśmy więc każdą sekundę wykorzystać. Cieszyć się każdą minutą. Nie zamartwiać bez powodu. To jest właśnie niezrozumiałe w życiu nastolatków. Większość z nich ma dość swojego życia. Nie widzi jak wielkie szczęście go spotkało. Nie każdy ma w końcu normalne życie. Dlaczego wiec Diego tak przejmuje się tym co czuje do swojej przyjaciółki? Proste. On nie ma pojęcia jakie szczęście ma że żyje. Nie ma pojęcia że to szczęście niedługo zostanie mu odebrane. Gdyby wiedział, na pewno od razu powiedział by Violettcie całą prawdę. Cieszyłby się każdą sekundą która mu została. A nie wie, więc spędza czas na zastanawianiu się ile jeszcze przetrzyma patrzenia na zakochaną parę.
Zapewne gdyby ktoś powiedział któremuś z przyjaciół Hiszpana że zostało mu niewiele czasu, żadne z nich by w to nie uwierzyło. Był to w końcu pewny siebie i energiczny chłopak. Nic nie wskazywało na to że to właśnie jego przedwcześnie stracą. Jednak niczego nie da się przewidzieć.
- Diego, wychodzę do pracy. - powiedziała matka Diego, akurat wchodząca do pokoju chłopaka. Diego leżał na swoim łóżku, pisząc w notatniku. Gdy jednak weszła jego matka, wrzucił go szybko pod poduszkę. 
- Naprawdę musisz pracować nawet w sobotę? - spytał. W końcu to dzisiaj miał śpiewać z Violettą. Chciał by byli przy nim. Jednak zawsze gdy miało się wydarzyć coś dla niego ważnego, jego rodzice byli w pracy. Nawet ojciec Violetty znajdzie dzisiaj czas by przyjść i być razem z nią. Ale w końcu chyba już się powinien do tego przyzwyczaić.  
- Przepraszam, wiesz że nie dam rady załatwić sobie dzisiaj wolnego. Jestem pewna że dasz sobie rade. Tylko się za bardzo nie stresuj, kochanie. Dobrze, to ja już pójdę. Zobaczymy się wieczorem. - powiedziała, po czym opuściła pokój swojego syna. Chłopak od razu wyciągnął notatnik spod poduszki. Znowu zostawia go samego. Po raz kolejny opuszcza go w ważnym dla niego momencie. Nigdy nie stwierdziłby że go nie kocha. Jednak... Przypomina sobie te momenty, gdy był sam. Gdy przy innych byli rodzice, a on po prostu był sam. To dla niego nie było przyjemne. 
Od samego rana Violetta siedziała u Diego. Dzisiaj była sobota, więc nie musieli przejmować się szkołą. Tym razem nie marnowali swojego cennego czasu na próby, tylko siedzieli i oglądali stare zdjęcia. Diego miał ich mnóstwo. W szkole powinni pojawić się około 16. Dzisiaj był dzień przedstawienia, dlatego nie stresowali się niepotrzebnie. Po prostu spędzali ten czas razem. Moment w którym Diego chociaż na chwilę może zapomnieć o tym że Violetta jest z Leonem, bo nie wspomina o nim w co drugim zdaniu. Około 12 Violetta wychodziła już od Diego - umówiła się z Leonem. On oczywiście był ważniejszy dla Violetty. Zresztą, nie interesowało jej w tym momencie to że zostawia go samego. Nie wiedziała że widzi go po raz ostatni. Że to koniec. Koniec przyjaźni, koniec życia. Nie wiedziała że niedługo to ona będzie odczuwać tą samotność. Że to ona będzie płakać po nocach, rozmyślać co by było gdyby. To ona będzie wylewać swoje smutne myśli na papier. To na kartkach jej pamiętnika będą widniały ślady pojedynczych kropel łez. Nie miała pojęcia że nastanie czas, gdy każdego wieczora, nie zważając na pogodę wstanie i pójdzie na cmentarz, z jedną, jedyną białą różą. Nie wiedziała że każdego dnia będzie mówiła do kogoś, kto nie żyje. Nie żyje, jednak jest w jej sercu. Jest tam i nigdy nie zniknie. 
Diego siedział w swoim pokoju. Była straszna pogoda, aż nie chciało mu się wstać z łóżka. Grał na gitarze, co jakiś czas zerkając w okno. Gdy spojrzał na zegarek, dopiero zorientował się która jest godzina. Przecież za 10 minut miał się spotkać z Violettą w parku. Mieli stamtąd iść do studio. Od razu więc zerwał się z łóżka. Po drodze chwycił tylko kurtkę przeciwdeszczową. W końcu na dworze nadal padało. Do parku miał około 20 minut, musiał więc się pospieszyć by zdarzyć. Po około 5 minutach nie był jeszcze w połowie drogi. Był już prawie pewien że się spóźni, przez co mogą spóźnić się do studio. Postanowił więc po prostu pobiec. Wtedy był pewien że zdąży. W końcu te kilka minut biegu nic mu nie zrobi. Tak mu się przynajmniej wydawało. Dopóki nie dane mu było przejść przez ulicę. Nie zatrzymał się. Tak mu się spieszyło, że stwierdził że zdąży przebiec. Mylił się. 
- Leon, spokojnie. Zaraz będziemy. - mówiła do telefonu, idąc uliczkami Buenos Aires. Była pewna że Diego już czeka na nią w parku. Lekko się zagapiła i wyszła później niż powinna. Tak naprawdę już oboje powinni być w studio. 
- Dobra, a gdzie jesteście? - spytał głos w słuchawce. 
- Ja właśnie dochodzę do parku, Diego już tam powinien być. Stamtąd przyjdziemy do studio. Powiedź Pablo że za chwilę będziemy. - powiedziała, po czym schowała telefon do kieszeni. Szła nadal, by jak najszybciej znaleźć się w parku. Gdy już była niedaleko, zobaczyła jakąś grupę ludzi stojących przy ulicy. Stała karetka, jakiś facet tłumaczył co chwilę "Sam mi wbiegł pod koła". Zainteresowała się, i już zapomniała o tym że Diego powinien na nią czekać w parku. Podeszła do gapiów i przyglądała się wraz z nimi. Nic nie widziała. Nic a nic, dopóki nie dała rady jakoś przecisnąć się do przodu. Wtedy ją zamurowała. Przez pierwsze sekundy miała nadzieje że to tylko jakiś chory sen. Koszmar. Jednak po chwili zrozumiała że to rzeczywistość. Że to właśnie jej przyjaciel leży. Że to obok niego stoi lekarz, aktualnie tylko starający się uspokoić kierowcę samochodu. Przez chwilę zastanawiała się dlaczego nie pomagają Diego. Po chwili zrozumiała już dlaczego - po prostu nie mają już kogo ratować. Nie żyje. Jej przyjaciel nie żyje. Poczuła łzy na policzkach. Nie starła ich. Wpatrywała się w martwego przyjaciela, mając nadzieje że zaraz wstanie, podejdzie i ją przytuli. Wiedziała że to się nie stanie. Poczuła że ledwo utrzymuje się na nogach. W pewnym momencie jakaś starsza pani odciągnęła ją na pobliską ławkę. Violetta była blada, po jej policzkach cały czas ciekły łzy których nie potrafiła opanować.
- Co się stało? - spytała troskliwie starsza pani. 
- On odszedł... Zostawił mnie samą. Nie żyje. - powiedziała, od razu chowając twarz w dłoniach.

***
A teraz :
Minuta ciszy. 

Dziękuje. 
Dobrze wiedzieliście jak to będzie z tą historią, więc raczej nie powinniście mi tutaj panikować. Może być nieco dziwaczne, ze względu na mój stres przed wynikami rekrutacji. Nie rozpisuje się, bo nie mam o czym. Do następnego. 

5 komentarzy:

  1. Oj Patrycja, raz w życiu uśmierciłam kogoś w opowiadaniach, a był to German :p, ale Diego?
    Ach.. wiedziałam, że coś takiego będzie, ale że tak szybko :'(.
    Biedna Violetta, straciła przyjaciela.... :c
    A będą jeszcze rozdziały? :3
    A co do tego genialny, świetne są te na początku przemyślenia. <3 Cud, miód <3

    OdpowiedzUsuń
  2. boże ;c
    mimo, że wiedziałam, że on umrze cały czas chce mi się płakać jak to czytam ;c
    cudownie piszesz i o tym wiesz ♥♥
    kocham i czekam na next ;*** ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne było, że umrze ale jak to napisałaś to ja nie wiem może jestem za wrażliwa, bo się popłakałam.
    Piszesz pięknie tego się nie da ukryć.
    Masz talent dziewczyno.
    Czekam z upragnieniem na next'a.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lecą łzy, od kilku minut nie mogę ich opanować. Nie rozpiszę się, bo nie dam rady. Naprawdę, świetny rozdział. Czuje się jakbym to ja była Violettą....

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też wiedziałam,że umrze.Ale przez pie*folonego kierowcę?Oh..Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń